Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Najgłupsza zabawa z dzieciństwa VII

26 692  
58  
Kliknij i zobacz więcej!No i zwariowanych zabaw ciąg dalszy. A może by tak za radą jednego z zabawowiczów tak zacząć bawić się dziś?

Kiedy miałem jakieś 10-12 lat, opanowaliśmy plac zabaw pod blokiem. Zaczęło się normalnie, ale po jakimś czasie trzeba było wymyślać coraz to bardziej hardkorowe zabawy. Wbieganie do góry po zjeżdżalni, potem zbieganie po niej, kolejną ewolucją był zjazd na deskorolce itp. Jednak najbardziej hardcorowa to była karuzela. U nas na osiedlu była taka normalna z siodełkami chyba pięcioma, a na osiedlu obok była taka, co się w niej stało. Oczywiście w karuzeli chodzi o to aby wytrzymać jak największe przeciążenia. Tak więc trzeba było ją rozkręcać. Ostatnim sposobem i najlepszym zarazem było przywiązanie i nakręcenie linki na wewnętrzny, centralny słupek karuzeli. Następnie dwóch kolegów rozbiegało się z linką w ręku i rozwijająca się, linka nadawała karuzeli niesamowitej prędkości. Coś jak poziome jojo.
Oczywiście nie było opcji przerwania czy zatrzymania. Zabawa przednia, ale chyba każdy wracał do chaty zaświnony, swoimi lub kolegi, wymiocinami. A głowa potem bolała cały dzień. Ale spokojnie mogę polecić to każdemu nawet dziś po dwudziestu kilku latach.

by jorjo

* * * * *

Mieliśmy całe mnóstwo głupich zabaw, ale zabawa w czołgi utknęła mi w pamięci najbardziej. Zawsze na dzielni było nas pięciu: ja i moja siostra, trzech kumpli - braci łobuzerów. Dwóch z nas pakowało się do wielkiego kosza na śmieci (stare, pamiętne pomarańczowe kosze PUK na kółkach), jeden siedział na klapie, dwóch ostatnich pchało ten czołg po boisku. Hałas w środku niesamowity, zapachy też nieciekawe (całe szczęście, że był to kosz szkolny - więcej wyrzucano do nich papieru niż odpadów bytowych), ale za to ubaw po pachy! Dziś już zabawa w czołgi jest niemożliwa - nie ma już takich kontenerów na kółkach...

by kfiotek1 @

* * * * *

Byk

Dzieci zawsze z zamiłowaniem naśladują zwierzęta, jedne szczekają jak psy, inne miauczą jak koty. Mój znajomy miał inną obsesję. Mianowicie z racji tego, że mieszkam na wsi, to każda rodzina swego czasu miała krowę, świnie czy inne tego typu zwierzę. Mój kumpel był bardzo żywo zainteresowany krowami, a właściwie bykami. Mieliśmy może po 5-6 lat, gdy wpadła mu do głowy szalona zabawa. Wiązał się takim potężnym łańcuchem od krowy do drzwi obory i miotał się jak oszalały, udając rozwścieczonego byka, reszta dzieciarni miała go uspokoić, tzn. złapać koniec tego łańcucha i rozłożyć go na deski. W skrócie powiem tak, że było to cholernie trudne, bo kumpel strasznie się wczuwał i często zabawa kończyła się płaczem kogoś poturbowanego przez "byka". Na tym jednak nie koniec, gdy nam opadł zapał do zabawy i już sobie poszliśmy, kolega wziął łańcuch i przeniósł się na ulicę, przywiązał się tam do bramy i muczał na samochody. Do tej pory nie zapomnę śmiechu mojej siostry, która wracając któregoś wieczora ze sklepu usłyszała dzikie muczenie. Przerażona, że gdzieś uwolnił się prawdziwy byk, szła ostrożnie ulicą w kierunku naszego domu, dopiero po chwili zza bramy sąsiada wybiegł ów kolega goniony przez sforę dzieciaków... tak poza tym na mojej wsi mieszkają normalni ludzie.

by SpiritofWonder

* * * * *

Berek na rowerach

Wiadomo, klasyczny berek, z tą drobną modyfikacją, że każdy z uczestników jeździł rowerem, a "berka" się przekazywało poprzez kolizję z innym rowerem. Była to dość traumatyczna zabawa.

Stopowanie

Jak teraz o tym myślę, to chyba była to najgłupsza z możliwych zabaw. Polegała na tym, że w poprzek drogi układaliśmy jakiś sznurek, czasem taśmę magnetofonową. Za dwa końce trzymały ten sznurek dwie osoby. W momencie kiedy jakiś samochód przejeżdżający przez ulicę był około dwóch metrów od nas, ciągnęliśmy za sznurek żeby się napiął na wysokości ok. metra nad ziemią. Samochód się z piskiem opon zatrzymywał, a my uciekaliśmy.

Balon

Zabawa polegała na przerzucaniu się balonikiem. Niby klasycznie, ale balon był wypełniony wodą. Przegrywał ten, na kim pękł balon. No i miał mokre ubranie, rzecz jasna!

by Mad_Trucker

* * * * *

Zabaw głupich albo dziwnych było bardzo dużo.

Sztućce - zabawa polegała na podzieleniu się na dwie grupy, a każda chowała na połowie podwórka swoją łyżkę, względnie widelec lub nóż. Chodziło o to, żeby znaleźć łyżkę przeciwnika dostając się na jego teren, co nigdy się jeszcze nie udało. Jeśli zostało się złapanym obowiązkowa kara na kwadracie siedzenie bez ruchu 1 minuty. Zabawa skończyła się, gdy okazało się, że w domu nie ma żadnych sztućców, łącznie ze srebrną zastawą mamy.

Misie kradnisie - nie wiem czemu to miało służyć, ale chodziło głównie o to, że jedna osoba siedząca u góry piętrowego łóżka zgromadzała przy sobie całą moją kolekcję misiów oraz ogromnego gumowego kwiatka na rączce, a dwie, względnie trzy siedziały na dolnym łóżku jak najszczelniej zakryte kocami. Śpiewało się przy tym naszą własną wersję "Jak mogłeś tak na mnie spaść" i nawalało miśkami jak popadnie. Skończyło się, gdy ktoś oberwał z całej siły tymże właśnie gumowym kwiatkiem w nos, złamania co prawda nie było, ale krew się lała obficie, więc czym prędzej sami zaprzestaliśmy gry.

Judi - to już była skomplikowana gra, jakby dalsza część poprzedniej gry, z podziałem na role. Judi - moja koleżanka siedząca na obrotowym fotelu w kapeluszu. Sklepikarka - mój kolega ubrany w jakieś szale mamy, wiklinowy kapelusz, pokrywkę od pudełka i ustrojony w kokardy siedział na górze piętrowego łóżka z misiami.

Lokaj - zwykle ja z czarną kokardą na szyi i zielonymi kamyczkami w kieszeniach (nasze pieniądze). Zabawa polegała na tym, że Judi przyjeżdżała do Sklepikarki, a tamta odgrywała przedstawienia, rozśmieszała ją, a Lokaj kręcił ją w kółko na obrotowym krześle, dopóki tamta nie zaczęła się śmiać (albo nie zachciało jej się wymiotować). Wtedy następowała zmiana ról.

Miałam też swojego czasu taką gumową, miękką piłkę, kupioną na jakimś odpuście. Stąd powstała gra bez nazwy. Stawało się dookoła krzesła obrotowego w gabinecie taty, i rzucało się tą piłką nie przestając kręcić krzesełkiem. Skończyło się na tym, że fotel spadł mi na nogę i zaczął mi schodzić paznokieć.

by juulaaa4 @

* * * * *

Łamacz kości
Pewna głupia zabawa, w którą bawiłem się z kolegami w klasach 3-6 podstawówki. Stawałem ja (byłem mistrzem łamaczem, podobno kręciłem najlepiej) i ktoś, kto się zgłosił. Chwytał się mnie dwoma rękami za moją lewą rękę, a następnie zacząłem go kręcić dookoła. Zabawa kończyła się bolesną glebą tego, kto był kręcony i do tego, jeśli ktoś przybrał pozycję "na żółwia", kilkoma kółkami na plecach.

by Mafioso1230 @

* * * * *

W drugiej klasie podstawowej, co przerwę, bawiliśmy się całą klasą w rzucanie piłeczką kauczukową. Zasady były proste, stawało się na korytarzu pod ścianą i jedna osoba z całej siły rzucała piłką tak, aby jak najbardziej się odbijała, a reszta próbowała ją złapać. Kto złapał miał oczywiście prawo rzutu. Zabawa skończyła się w momencie gdy zbiliśmy jarzeniówkę. Nikomu nic się nie stało, poza uwagami w dzienniku.

by kamil_koral @

* * * * *

Gryzio

Czasy podstawówki. Będąc 9-12-latkiem, najlepsza zabawa musi zawierać bieganie, szarpanie się i poszukiwanie. Tak też w tej zabawie było. Odbywała się ona na przerwach w szkole. Losowany był tzw. gryzio, ponieważ nikt nie chciał nim być jako pierwszy. Zabawa polegała na dorwaniu osób bawiących się przez gryzia i ugryzienie ich w dowolne miejsce na ciele (zazwyczaj były to ręce, ramiona). Ugryziony, sam stawał się gryziem i pomagał dorwać resztę. Osoby nieugryzione do dzwonka na lekcje musiały wbiec do sali, tam dopiero były bezpieczne i mogły czuć się zwycięzcami. Do zabawy zawsze było co najmniej 10 osób, więc bywało, że zabawa trwała nawet całą długą przerwę, choć i krócej. Oczywiście większość zabawy odbywała się w biegu, więc nieraz ktoś na kogoś wpadł, dostał w twarz lub w czasie szarpania się został mocno ugryziony. Często też używało się obcych dzieciaków jako żywych tarcz.

by Helis

A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę, która nie posiada konta w serwisie Joe Monster.

Oglądany: 26692x | Komentarzy: 0 | Okejek: 58 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

08.05

07.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało