Podczas dyskusji często najważniejszym, niepodważalnym argumentem jest przytoczenie naukowego dowodu, wypowiedzi cenionego autorytetu lub podparcie się informacjami upchniętymi w mądrej książce. Raz na jakiś czas pojawia się jednak ktoś, kto wprowadza wszystkich w osłupienie, a ludzi nauki zmusza do ponownego zweryfikowania swej wiedzy. Galileusz? Darwin? Einstein? To oczywiste. A co powiecie na takiego na przykład Mirna Dajo – faceta, który regularnie zadawał sobie śmiertelne rany i nie tylko nie opuszczał ziemskiego padołu, ale i goił się z niewyobrażalną szybkością?
Naprawdę nazywał się
Arnold Gerrit Henskes i był utalentowanym artystycznie Holendrem. W latach 20. ubiegłego wieku założył firmę projektancką i pewnie właśnie tak by zarabiał na życie aż do emerytury, gdyby nie seria dziwacznych snów i niewytłumaczalnych zjawisk, których zaczął doświadczać. Mężczyzna był człowiekiem wielce uduchowionym i rzeczy, które wokół niego zachodziły, wkrótce uznał za prawdziwe mistyczne objawienie.
Stwierdził, że odtąd stał się istotą, której nikt nie jest w stanie zranić.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą