W uszach jej dzwoniło, a podarte ubrania wisiały na niej jak szmaty owinięte wokół stracha na wróble. W głębi duszy wiedziała, że tu, na odludziu, nikt nie usłyszy jej krzyków, a morderca który właśnie wyszedł z pojazdu, zaraz przeładuje broń i wpakuje ołów w jej głowę.
Nagle przed zapłakaną dziewczyną zapaliły się reflektory. Jakby na zawołanie wyrósł przed nią policyjny patrol. Stróże prawa szybko pochwycili oprawcę. Ten się nawet wcale nie bronił…

Zatrzymany zbir nazywał się Harvey Murray Glatman. Mężczyzna szybko trafił pod czułą opiekę detektywów, którzy bardzo dokładnie go przesłuchali. Mężczyzna pasował bowiem do opisu zabójcy pewnej modelki, a wszystko wskazywało na to, że nie była to jedyna jego ofiara. Przyparty do muru, zatrzymany w końcu krzyknął: „Dobra, już dobra! Zabiłem je! Zabiłem je wszystkie”. Następnie oparł głowę o blat stołu. „Zresztą wy i tak to wiecie. Znaleźliście przecież moją skrzynkę z narzędziami...”
„Skrzynkę?” - zapytał policjant.
„Pogrywacie sobie ze mną. Pudło po narzędziach, gdzie trzymam zdjęcia tych dziewczyn. Ich ciał...” - Glatman właśnie sam się wkopał. Policjanci szybko znaleźli w domu Harveya wspomniany przez niego schowek, a w nim – fotografie. I to całkiem niezłe! Gość miał prawdziwy talent!