Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych XLIV

22 931  
2   36  
Więcej takich tu znajdzieszPiszemy kolejną stronę wielkiej księgi. Dziś czterdziestą czwartą. A pomysły na samozniszczenie nie wyczerpały się Wam jeszcze. I co najważniejsze tatusiowi Waldka666 znów szczęście sprzyja...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom o niewypaczonej psychice odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...


SOFA

Gdy byłem małym dzieckiem uwielbiałem siedzieć na sofie w pokoju u rodziców, która była ustawiona wprost do telewizora . Sofa była tak naprawdę składanym łóżkiem z oparciem , ja natomiast uwielbiałem przechylać się w tył i rzucać się (tyłem) na oparcie. Także któregoś dnia jak każde małe dziecko udałem się do pustego pokoju mojego rodziców by jak zwykle pooglądać poranne kreskówki, usadowiłem się wygodnie na sofie i jak zwykle przechyliłem się do tyłu i ...
Jakież wielkie było moje zdziwienie gdy okazało się, że rodzice oddali oparcie do naprawy, za oparciem czaił się złowieszczy kaloryfer w który przywaliłem tyłem głowy. Huk był tak duży, że zbiegła się cała rodzina (mama, tata i młodsza siostra), którzy chcieli obejrzeć moją dosyć krwawiącą głowę. Ja natomiast w przypływie gniewu zarzekałem się , że główkę dam tylko obejrzeć, jak przyjdzie moja babcia z sąsiedniego bloku. Rodzice czym prędzej zadzwonili po babcię (bo byłem naprawdę zawziętym dzieckiem). Później pojechałem do szpitala gdzie założono mi szwy na głowę. Bliznę do tej pory ukrywam pod długimi włosami.

by Phyroman

* * * * *

CHOMIK

Siostra usłyszała następujący dialog między matką a córką (lat ok. 6) w sklepie zoologicznym. Rzecz się dzieje przed akwariami z chomikami.
C: Mamo, mamo, kup mi chomika!
M: Nie, nie kupie.
C: Mamo, mamo, ale kup, proszę.
M: Nie, nie ma mowy
C: Ale dlaczego?
M: Bo już trzy zabiłaś!!!
I miej tu dzieci...

by Mirqata 

* * * * *

SZYSZKOWNIK

Dawno dawno temu, zafascynowani serialem "Czterej Pancerni" urządzaliśmy z kumplami wielkie bitwy. Pewnego dnia, gdy znudziło nas bieganie z okrzykami PIF PAF, postanowiliśmy więc dodać nieco smaczku walce używając "ostrej broni". Narzędziem miotającym były rakietki do badmintona, a pociskami szyszki, ale te suche "rozwinięte". Zasięg i prędkość pocisków nie był imponujący, lecz efekt dźwiękowy znakomity. Zabawa była super, aż kumpel użył świeżej, zielonej szyszki i trafił mnie w "klejnoty". Ból pamiętam do dziś.

by Anonimek 

* * * * *

OLIMPIJCZYK

Kiedyś (miałem koło 10 lat) kolega urządzał ognisko. Chwile wcześniej oglądałem start olimpiady i zaciekawiła mnie pochodnia olimpijska. Umówiłem się z kolegą, że zrobimy taką samą, i też będziemy z nią biegać. Pochodnia wyglądała następująco - zwinięte w rulon stare gazety sklejone taśmą, duużo benzyny. Po chwili okazało się, że pisma nie nasiąkły, i że nalało mi się na plecy... Szkoda tylko, że kolega już zapalił pochodnie... Skończyło się to łysiną, spaleniem polara, i skręconą kostką, gdyż jak się zapaliłem zacząłem biegać w kółko i się przewróciłem.

by Torsson 

* * * * *

JABŁOŃ

W wieku około 12 lat z kumplem wchodziliśmy na drzewa jeść jabłka, gruszki i inne owoce. Pewnego razy wszedłem na jabłoń i zrzucałem jabłka, które kumpel zbierał z ziemi. Cały czas narzekał, że mało zrzucam, a rwałem te jabłka razem z gałęziami. W pewnej chwili straciłem równowagę i lotem nurkującym poleciałem pionowo w dół, zahaczając o wszystkie gałęzie. Wydobywał się dźwięk jakby spadała gałąź z dużą ilością owych jabłek, kumpel nieświadomie powiedział - no widzę, że się w końcu postarałeś. Jakie było jego zdziwienie, jak upadłem jakieś 10cm przed nim.

by Broko

* * * * *

HARDKOR TOTALNY

Mój ojciec żył w pięknych czasach gdy bo każdej orce, na powierzchnie ziemi wydobywały sie niezliczone niewybuchy z II wojny światowej. Pewnego dnia idąc z grupą kolegów znaleźli granat. Po chwilowym namyśle co z nim zrobić ktoś zadał pytanie:
- Kto umie się tym posługiwać?
Mojemu ojcu zaświtało że coś tam widział na filmach i podniósł rękę. Otrzymał granat do rąk, wyjął zawleczkę, krzyknął:
- Raz, dwa, trzy! - Rzucił go i wydał komendę: - Padnij. 
Wszyscy momentalnie padli plackiem na ziemie i czekają, czekają, czekają. W końcu zdecydowali się poszukać go. No więc szukają, szukają, aż nagle słychać radosny okrzyk:
- Mam, znalazłem ! Mam ! - i ukazuje się chłopiec biegnący z granatem w ręku (odbezpieczonym) i radośnie nim potrząsającym ! Dobiegł do grupy, mój ojciec wziął od niego granat wsadził zawleczkę w odpowiednie miejsce i z tekstem:
- Zabezpieczony!- i uśmiechem na ustach wsadził go sobie za pasek spodni i całą grupką ruszyli dalej....

by Anonimek

* * * * *

A PONOĆ GOLF TO SPORT BEZPIECZNY...

Mając lat naście pracowałem na polu golfowym jako tzw. caddy - taki nosiciel kijów. Któregoś weekendu było zimno i mglisto, graczy jak na lekarstwo. Poszliśmy zatem do naszego kierownika, który jednocześnie był instruktorem gry w golfa, żeby udzielił nam lekcji. Poszliśmy na pole treningowe, kierownik wziął kijaszek, ot 4I (metalowa czwórka) czyli średni kaliber. Jeden z kolegów chciał się z bliska przyjrzeć uderzeniu. Zbyt bliska. Stanął za instruktorem, gdy ten wykonywał zamach. Tak niefortunnie ze główka kija na krańcu łuku znalazła się w jego szczęce. Rezultat: 4 zęby poszły od razu, piąty trzeba było usunąć bo też był uszkodzony. O pęknięciu szczęki nie wspomnę.
Od tamtego czasu nikt nie chciał brać lekcji golfa... A kolega powinien się cieszyć, że instruktor nie machał jedynką drewnianą (tzw. driver) służącym do najdłuższych uderzeń. Siła przebicia dużo większa...

by Shch00r

* * * * *

A KUKU

Jako dziecko bardzo żywe i radosne (tzw. żywe srebro), trudno było mnie upilnować. Matula dokazywała cudów, miała oczy z tyłu głowy i wszędzie, ale jeden, jedyny raz jej się nie udało. 
Mieszkaliśmy na 4 piętrze w bloku. Pełnia sierpnia, zaduch i upał. Żeby nie zostać usmażonym żywcem, pootwierano wszystkie okna, także drzwi od balkonu. Matula myła naczynia, ojciec coś tam naprawiał w pokoju... Wszyscy zapomnieli o trzyletnim szkrabie, który jak raz był wyjątkowo cichy i spokojny.
Aż tu nagle... Mamusia podniosła oczy znad zlewu i spojrzała w okno, z którego był pełny widok na balkon. Ujrzała swoje dziecko siedzące na barierce nogami w dół, z zapałem wyginające się, próbując z bliższej perspektywy zobaczyć, co dzieje się na dole. Wszystko, co pamiętam z tamtego czasu, to nieludzki wrzask, piękny sprint ojca z pokoju na balkon, złapanie trzyletniej "pociechy" za fraki w ostatniej chwili i to, że przez długi czas nie mogłam usiąść.

by Anonimek

* * * * *

STARY A GŁUPI

TRAUMATYCZNE ZADANIE Z MATMY

Gdy byłem maluchem bardzo nie lubiłem matematyki, zresztą zostało mi to do dzisiaj. Pewnego wieczora siedziałem nad pracą domową z tego jakże znienawidzonego przedmiotu i nijak nie mogłem sobie poradzić. Na pomoc ruszyła mamuśka, która widząc, że zadanie nie jest proste, wyszła do kuchni po taborecik, chcąc go przynieść do mojego pokoju i na nim spocząć. W kuchni akurat ojciec robił sobie kolacyjkę, a że stał przy stole i kroił chlebek, taboret stojący za nim, był mu zbędny. Mamuśka zabrała siedzisko i przyniosła je do mojego pokoju, po czym wspólnymi siłami zabraliśmy się za rozwiązywanie zadania. Ze stanu skupienia wyrwał nas łoskot dobiegający z kuchni. Pobiegliśmy z mamą do kuchni, a tam przywitał nas stek przekleństw, pochodzący od leżącego na podłodze ojca. Okazało się, że tatuś gdy skończył kroić pieczywo, zapragnął usiąść na taboreciku, lecz tego nie było... Skończyło się na ogólnych potłuczeniach i guzie, powstałym po walnięciu głową w kaloryfer.

by Anonimek 

* * * * *

TATUŚ WALDKA666 I CZEREŚNIA

U mojego sąsiada na podwórku stała kiedyś okazała czereśnia, która każdego lata rodziła masę pięknych, żółtoczerwonych sercówek (kto nie jadł, niech żałuje). I pewnego razu tata nabrał ogromnej ochoty na pyszne owocki. Sąsiad wyraził zgodę na szaber, więc wzięliśmy drabinę i udaliśmy się pod rzeczone drzewo. Niestety drabina nie była zbyt długa, a dolne partie czereśni zostały już dokładnie opędzlowane przez dzieciaki sąsiada, więc tata zaczął się wspinać po gałęziach. Ojciec nigdy nie był kurduplem, a z wiekiem zaczął jeszcze nabierać ciała tu i ówdzie, cierpiąc na zaawansowaną miażdżycę (kiedy siada to brzuch miażdży mu jaja), więc któraś gałązka musiała się złamać. Zleciał z drzewa tak komicznie (po drodze zaliczył trzy gałęzie i obrót o 180 stopni), że razem z sąsiadem popłakaliśmy się ze śmiechu. Tata zerwał się jak sprężyna, nazwał mnie podrzutkiem, a sąsiada łysą, ukraińską świnią a następnie z całej siły kopnął w drzewo. Jeśli ktoś z Szanownego Bojownictwa byłby zainteresowany, to właśnie w taki sposób załatwia się pęknięcie kości śródstopia i 6 tygodni zwolnienia lekarskiego...
P.S. Czereśnia poległa zeszłego lata pod wszechmocną siekierą mojego ojca. Podobno dopadła ją jakaś zaraza i sąsiad zapytał tatę, czy nie przyda mu się trochę drewna. Akcji nie widziałem, ale założę się, że podczas rąbania, tatuś uśmiechał się złowieszczo...

by Waldek666

Tym jakże optymistycznym akcentem kończymy na dziś. A czy będzie część 45? I jaka ona będzie? A to od Was zależy co przyślecie mi przez najbliższy tydzień. Ja z miłą chęcią wspomnienia opublikuję.

Jeszcze jedno. Zagłosuj na Nas. Koniecznie!

Oglądany: 22931x | Komentarzy: 36 | Okejek: 2 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało