Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Oto pięciu „frajerów”, którzy dali się zrobić w trąbę i stracili fortunę na zakup perfidnych fałszywek

43 315  
118   9  
Dobry sprzedawca opchnie ci nawet najbardziej niedorzeczny produkt, wcześniej zaszczepiwszy ci przekonanie, że przedmiotu tego bardzo potrzebujesz i tylko skończony głupek nie skorzystałby z takiej okazji. Potem oczywiście okaże się, że twoje okazyjnie nabyte trofeum to zwykły bubel. A potem, trzymając w garści sygnet z tombaku, z wywieszonym ozorem szukać będziesz tego faceta z akordeonem, który wcisnął ci to dziadostwo. Na takie numery z łatwością nabierają się również kolekcjonerzy sztuki, czyli osoby, które to teoretycznie powinny być szczególnie uwrażliwione na oszustwa. Oto kilku takich naiwniaków, co to się dali nabić w butelkę.

#1. Han van Meegeren – człowiek, który oszwabił Göringa

Johannes Vermeer to jeden z najsłynniejszych holenderskich malarzy epoki baroku. Znany głównie z mistrzowskiej wręcz gry świateł i charakterystycznego, właściwego tylko sobie, stylu artysta stworzył całą masę wspaniałych obrazów, które podziwiać można zarówno w muzeach, jak i prywatnych zbiorach. Przed II wojną światową w jednym z tych ostatnich odnalezione zostało nieznane dotąd płótno Vermeera. To „Wieczerza w Emaus” – malunek przedstawiający Jezusa i jego uczniów kontemplujących jakąś strawę.


O dziele tym zrobiło się bardzo głośno – głównie za sprawą znawców sztuki, którzy zachwycali się tym obrazem na łamach poczytnych magazynów. Nikt nie zorientował się, że była to doskonała fałszywka, a jej autor, Han van Meegeren, szybko wykorzystał swe pięć minut i do 1939 roku namalował jeszcze siedem dzieł imitujących prace Vermeera.


Jedna z takich fałszywek została podczas wojny zakupiona przez nikogo innego, jak samego Hermanna Göringa, który to był przekonany, że obraz zatytułowany „Chrystus i jawnogrzesznica” to dzieło słynnego barokowego malarza. Dopiero gdy nad Meegerenem zawisło widmo długoletniej odsiadki za współpracę z wrogiem, mężczyzna przyznał się do swego wieloletniego procederu tworzenia falsyfikatów. Upiekło mu się, bo ostatecznie trafił za kratki jako fałszerz, a nie kolaborant. Fałszerz doskonały, warto nadmienić – jego prace tak doskonale imitowały dzieła Vermeera, że dopiero analiza chemiczna farby pozwoliła potwierdzić autorstwo tych obrazów.


#2. Bliźniacze obrazy z tego samego miasta

W 1924 roku Galeria Narodowa w Londynie weszła w posiadanie „Madonny z Dzieciątkiem i Aniołem” pędzla XV-wiecznego włoskiego malarza Francesco Francii. Dokładnie 30 lat później na jednej z aukcji organizowanych w tym samym mieście wystawiono na sprzedaż… ten sam obraz! Fakt ten nie uciekł uwadze znawców sztuki, którzy wzięli pod lupę oba płótna. Dopiero w 1988 roku potwierdzono autentyczność dzieła, które trafiło do prywatnej kolekcji.


No cóż, może renesansowy malarz stworzył dwa identyczne obrazy? No nie… W 2010 roku, korzystając z nowoczesnych narzędzi, dokładnie zbadano płótno z Galerii Narodowej. Okazało się, że wbrew temu, co dotąd twierdzono, nie pochodziło ono z 1490 roku, ale raczej z drugiej połowy XIX wieku. Ciekawostką jest to, w jaki sposób „detektywi sztuki” do tego doszli. Otóż odkryli oni, że szkic znajdujący się na samym spodzie obrazu wykonano za pomocą ołówka grafitowego, które w epoce renesansu jeszcze nie istniały. W dalszej kolejności dowiedziono, że autor fałszywki korzystał z pigmentów, które również nie były znane w tamtym okresie. Na koniec jeszcze udowodniono, że wierzchnia warstwa obrazu pokryta została specjalną, postarzającą farbą symulującą pęknięcia.

#3. Krzesło z Brewster

William Brewster to, dla mieszkańców USA, postać wręcz mitologiczna. Ten leciwy mężczyzna dotarł do Ameryki na pokładzie statku Mayflower i był najstarszym mieszkańcem Plymouth – pierwszej stałej kolonii w tzw. Nowej Anglii. Wiele wydarzeń z tamtego okresu jest obecnie częścią amerykańskiego folkloru, wliczając w to legendę o wspólnej wieczerzy europejskich pielgrzymów oraz rdzennej ludności, na której to cześć obchodzone jest Święto Dziękczynienia. Brewster pełnił funkcję religijnego przywódcy kolonii i niewątpliwie był wielkim autorytetem dla jej mieszkańców. W 1970 roku sporą sensacją było pojawienie się w muzeum Henry’ego Forda rzekomo prawdziwego krzesła, na którym to zwykł siadać ten Brewster. Mebel ten, jak mówiono, pochodził z 1620 roku. Prawda była jednak zupełnie inna.


W 1969 roku utalentowany, znany z niezwykłej szczerości i dość ciętego języka, znawca sztuki i rzeźbiarz Armand M. LaMontagne odwiedził muzeum Wallace Nutting. Podczas oglądania zabytkowych mebli powiedział on swemu przyjacielowi, że sam wykonałby lepsze i pozbawione rażących niedoskonałości. Rozmowę mężczyzn podsłuchał kustosz i wściekły na butę LaMontagne’a wyrzucił go za drzwi. Artysta postanowił zakpić sobie z tego typu ekspertów i w swym zakładzie stolarskim wykonał wspomniane krzesło.


Do jego wyprodukowania użył drewna (prawdopodobnie białego jesionu lub zielonego dębu), które wypacza się podczas schnięcia, wykorzystał też kołki, które stosowano w XVII wieku do łączenia niektórych elementów takich konstrukcji. Na koniec zanurzył swe dzieło w słonej wodzie – była to jedna z kilku metod mających służyć do postarzenia krzesła. Gotowe dzieło wystawił na sprzedaż w sklepie.


Mebel szybko znalazł swego nabywcę i przez kolejne lata trafiał z rąk do rąk, aby ostatecznie za cenę 9000 dolarów zostać odsprzedanym do muzeum Henry’ego Forda. Ostatecznie, po kilku latach, LaMontagne przyznał się do fałszerstwa. Jego dzieło było tak dobrze wykonane, że dopiero jego rentgenowskie prześwietlenia przekonały ekspertów, że do jego wyprodukowania użyto współczesnych narzędzi.

#4. Alceo Dossena – nieświadomy oszust

Dossena był urodzonym w 1878 roku włoskim rzeźbiarzem, który żył w skrajnym ubóstwie. Najwyraźniej nie za bardzo wiedział, jak sprzedać swój talent, bo kiedy jedno z jego dzieł – relief przedstawiający Matkę Boską – trafiło za parę groszy do rąk cwanego handlarza dziełami sztuki, Alfreda Fasoliego, ten natychmiast wyniuchał lukratywny interes i opylił tę zdobycz jako antyk. Jednocześnie też poprosił Dossenę o produkowanie dla niego większej ilości takich perełek. Oczywiście za półdarmo.


Jedno z jego dzieł – nagrobek, który był reklamowany jako praca włoskiego renesansowego artysty Mino da Fiesole – sprzedano Bostońskiemu Muzeum Sztuk Pięknych za zawrotną, jak na pierwsze dekady XX wieku, kwotę 100 tysięcy dolarów. Fakt, że najbardziej wnikliwi rzeczoznawcy nie orientowali się, że byli robieni w konia, sprawiał, że Dossena miał pełne ręce roboty. Nadal jednak klepał biedę, podczas gdy zleceniodawcy, którzy zamawiali u niego kolejne rzeźby, zbijali na jego pracy fortunę.


Sprawa wyszła na jaw, gdy przymierający głodem artysta udał się do jednego z handlarzy, aby poprosić go o zaliczkę. Przedsiębiorca odmówił mu, ale podczas tej wizyty Alceo zorientował się, za jakie kwoty sprzedawane są jego dzieła i sprawę nagłośnił. W ten sposób pozbawił się swego jedynego źródła zarobku, ale równocześnie pociągnął ze sobą na dno oszustów zarabiających na handlu fałszywkami. Niestety Dossena nigdy nie został doceniony i żywota swego dokonał w przytułku dla biedoty.

#5. Dr Johann Beringer – naiwna ofiara jednego z największych oszustw przyrodniczych

Nazwanie tego pana „ofiarą oszustwa” to bardzo delikatne go potraktowanie, bo w jego przypadku na usta aż się ciśnie wyraz „frajer”, mimo że mężczyzna ten nigdy nie stracił pieniędzy na zakupie jakiegoś bubla. Stracił za to coś znacznie cenniejszego...
Beringer był cenionym niemieckim paleontologiem, który wkładał bardzo dużo wysiłku i serca w badania nad skamieniałościami pochodzącymi z epoki triasu. Prawdziwą kopalnią takich eksponatów było pewne pole, gdzie uczony co i rusz odkrywał nowe artefakty. Czego tam nie było? Skamieniały kwiatek z podlatującą doń pszczołą, kompletna pajęczyna z pająkiem i muchą, ptaszysko znoszące jajo, żaba liżąca zad innej żaby… Cuda, panie, cuda!






Beringer, podniecony swymi odkryciami, nie brał w ogóle pod uwagę tego, że mógł paść ofiarą jakiegoś oszustwa. Cóż, mówimy o początku XVIII wieku, czyli okresie kiedy paleontologia ledwie raczkowała. Dziwne natomiast jest to, że uczony z pełną powagą potraktował znalezione na tymże polu kamienne tabliczki z imieniem Boga napisanym po łacinie, w języku arabskim oraz hebrajskim. Biorąc pod uwagę, że znaleziska te miały pochodzić sprzed ponad 200 milionów lat, jedynym wytłumaczeniem tego odkrycia mogło być to, że sam Stwórca podpisał się tam w języku łysych małp, których stworzenia nie miał jeszcze nawet w planach. Beringer brnął jednak dalej w tę pułapkę i nawet napisał książkę na temat swych odkryć.



Beringer był tak bardzo podniecony tym „odkryciem”, że na tytułowym obrazku swej książki umieścił muzy dumające nad stworzeniem świata. Panie siedzą na wielkim kopcu utworzonym ze skamielin, które znalazł zrobiony w trąbę uczony.

Inni badacze szybko zorientowali się, że ich kolega troszkę się ośmiesza i wkrótce zarzucono mu oszustwo. Uczony postanowił bronić swego dobrego imienia przed sądem. Miał tu jednak sporo szczęścia, bo udało się namierzyć dwóch wesołków, którzy tak wybornie wkręcili nieszczęsnego paleontologa. Żartownisiami okazali się dwaj inni ludzie nauki, którzy nie darzyli Beringera specjalnie dużym szacunkiem. Winnych ukarano, aczkolwiek reputacja Johanna mocno na tym wszystkim ucierpiała. Nieszczęśnik usiłował potem bezskutecznie odkupić cały nakład napisanej przez siebie książki. O ironio, po latach kamienie, które były źródłem cierpień niemieckiego uczonego, stały się prawdziwymi muzealnymi rarytasami i obecnie osiągają na aukcjach zawrotne ceny. Żeby tego było mało, publikacja Beringera doczekała się kolejnego wydania już po śmierci autora.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
4

Oglądany: 43315x | Komentarzy: 9 | Okejek: 118 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

03.05

02.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało