< > wszystkie blogi

Powiało nudą

Od dziś zawsze będę kończył, to co zacz...

Chciałbyś być na moim miejscu?

22 września 2008
W sobotę znalazłem na strychu stary, Radziecki, o stałej ogniskowej, analogowy aparat fotograficzny - Smenę Symbol. Dobrze, nie na strychu. Ci, co się wychowali w bloku z wielkiej płyty, w takim jakim przyszło mi mieszkać, mogą nawet nie wiedzieć, co to jest "strych". Strych to miejsce, gdzie wysyła się na rentę albo emeryturę wszelkie sprzęty domowe, które mogłyby jeszcze długo posłużyć, ale są już ich następcy w wydaniu 2.0. Tak więc nie na strychu ale w szafce. Ale za to na wyższej półce.

Aparat odnalazłem w sobotę. Przypominam, że jest to aparat Radzieckiej myśli technicznej, a więc ze wszelkimi napisami w języku ludzi, którzy na co dzień mówią cyrylicą. Pomimo, że zdjęcie jest kombinacją przesłony, migawki i ustawienia ostrości, co jak podejrzewałem w tym aparacie należy zrobić ręcznie (całe szczęście), odnalezienie odpowiednich pokręteł i dojście, co i jak zajęło resztę dnia. Podekscytowany faktem znalezienia, dla mnie, sporego skarbu, poszedłem przybić piątkę Morfeuszowi, z mocnym postanowieniem zakupu "matrycy" do "dziadka".

Weźmy się zatem za skomplikowane obliczenia: aparat znaleziony i rozpracowany w sobotę, chęć zakupu filmu w dniu następnym, czyli... Wylądowaliśmy z opowieścią w niedzielę. Niedziela - dzień świątecznego odpoczynku Polaków. A gdzie Polacy odpoczywają najchętniej? W parku oczywiście. Handlowym. Staram się, dość skutecznie, omijać ten dzień jeśli chodzi o zakupy, ale z racji faktu, że w niedzielę raczej ciężko byłoby mi zakupić kliszę w innym sklepie, a do poniedziałku absolutnie nie zamierzałem czekać, udałem się i ja do parku pospacerować po alejkach.

W sumie sam się zdziwiłem, że w dobie wszechobecnej fotografii cyfrowej, której sam jestem amatorem, udało mi się znaleźć kliszę. Zdziwię się jeszcze bardziej, jak znajdę miejsce, gdzie ją wywołam. Ale odbiegłem od tematu wpisu.

Jakimś niesamowitym fartem udało mi się znaleźć kasę przy której nie stała liczba osób zbliżona do niemiecko-japońskiej wycieczki w sklepie z aparatami i akcesoriami fotograficznymi. Z wyraźną ulgą opuściłem raj specjalistów od wciskania ludziom tandetnego i często niepotrzebnego im badziewia, i skierowałem swoje stopy, a wraz z nimi całą resztę, która jest do nich przymocowana, w stronę przystanku autobusowego. Po wyjściu z budynku czekała mnie przeprawa przez parking. Tu zaczyna się "mięsko" całego wpisu.

Na parkingu jest sporo miejsc. W tym kilka, może kilkanaście, dla osób, które raczej będą miały utrudnione zadanie przy próbie jazdy na łyżwach czy grania w piłkę nożną. Na jednym z takich miejsc zauważyłem samochód a obok niego kobietę z kilkuletnim dzieckiem. Przechodząc obok przyjrzałem się szybom i nie zauważyłem na żadnej charakterystycznej naklejki.

- Przepraszam, że przeszkadzam. Czy wie pani, że zaparkowała pani na miejscu dla niepełnosprawnych? - Frejr czubkiem nosa wskazał na sporej wielkości tablicę z napisem "Czy naprawdę chciałbyś być na moim miejscu?".
- Tak, ale tak mnie bolą plecy, że czuję się jak niepełnosprawna.

Frejr się zamyślił. Właściwie to po kiego są takie miejsca? Przecież to są najlepsze miejsca na całym parkingu, bo koło wejścia. Przecież niepełnosprawni rzadko robią duże zakupy, a ja tak. Dlaczego mam nosić ciężkie torby przez cały parking? To niesprawiedliwe. Poza tym bardzo często siedzą sobie w wygodnym wózku a ja styrany po łażeniu, po alejkach muszę znów zapierniczać taki kawał do auta, gdy taki sobie najzwyczajniej podjedzie  s i e d z ą c. A te ich miejsca zajmują półtora normalnego. Co to już parkować nie umieją, że potrzebują aż tyle? Na dwóch miejscach dla inwalidów powinny zaparkować trzy samochody, cztery Maluchy albo nawet pięć i pół Smarta. Co za marnotrawstwo przestrzeni parkingowej. A w ogóle to powinni siedzieć na tyłkach w domu a nie szwendać się po sklepach. W najgorszym przypadku niech sobie jeżdżą do sklepów kiedy ludzie zdrowi są w pracy.

- Wie pani co, ma pani rację. Przepraszam, że zająłem czas. Miłego dnia.

Jeśli słowo "sarkazm" jest dla Ciebie jedynie wyrazem na siedem liter na "S", trzecie "R" i ostatnie "M", to zajrzyj wpierw [tutaj], potem [tutaj] a później [czytaj dalej].

Nie, po zwymyślaniu kobiety i nazwaniu ją głupią córą Koryntu ze wskazaniem na wiek sugerujący raczej inny stopień pokrewieństwa niż "córkę", w mało wybrednych słowach wyjaśnieniu, że awersja do korzystania z mózgu to nie jest kalectwo, w prawnym znaczeniu tego słowa, a już na pewno nie usprawiedliwia zajęcia miejsca dla inwalidy, poszedłem dalej. Z grubsza. Całej dyskusji nie będę przytaczał. Oczywiście wszystko na oczach i uszach jej córki i kilku gapiów. Ciekawe jak wytłumaczy jej znaczenie kilku słów, których użył niekulturalny pan i dlaczego nie miał racji krzycząc na mamusię, która grzecznie zaparkowała sobie samochodzik blisko wejścia.

Czy tak trudno przyznać się do błędu i go naprawić? Czy myślenie faktycznie sprawia niektórym fizyczne cierpienia? Nie życzę ludziom źle, ale chciałbym, żeby przynajmniej przez jakiś czas ten tępy babiszon musiał poruszać się na wózku. I aby kiedy będzie musiała załatwić jakąś sprawę, trafiła na taką samą bezmózgą istotę, która zajmie miejsce przeznaczone dla osób, których motoryczność jest utrudniona.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi