było do To ich dom i kropka.
- Gdyby ktoś analizował to tak, jak prawdopodobnie masz na myśli, to byłby to człowiek, którego nie ma jeszcze na świecie. – skwitował wątpliwość przyjaciela. – Byłby to twój praprawnuk lub jego kolega, który nie radzi sobie z kolejnym tekstem i przyszedł po pomocną dłoń. Tylko ktoś posiadający twoje geny, po przeczytaniu tej historyjki mógłby drążyć temat tak głęboko, że doszedłby do wniosku, że to bujda. A ja Ci po raz kolejny tłukę do głowy, że w świecie wierzeń w siły potężniejsze niż kiedykolwiek poznaliśmy, takie właśnie pieśni mają rację bytu. To ich dom i kropka.
- Ciekaw jestem ile takich pieśni jest wymysłem cudaków twojego pokroju.
- Cudaków? Próbujesz mnie obrazić?
- Nigdy w życiu, miałem na myśli „twórców pisanej sztuki ludowej”. Poszedłem troszkę na skróty.
- Twoje szczęście. Otóż sądzę, że całkiem sporo. Z resztą, przecież to odwołania do pradawnych mocy, a drzewiej ludzie naprawdę wierzyli, że lasy mają swoje tajemnice, góry to śpiący Giganci, jeziora są łzami płaczących kobiet, a na przykład dwie z pomniejszych europejskich rzek, to brat i siostra, którzy wkurzyli Bogów. Idąc tym tropem, drzewa szumiące melodię są czymś wyjątkowo na miejscu.
- Niech będzie. Drzewa śpiewają Pieśń Strachu. Znachorka przerażona. Młody spisuje szatańskie wersety, matka modli się, ojciec dłubie w popiele.
- I ku ogólnej konsternacji, wygrzebuje śliwkę.
- Co takiego?
- A nic, taka mała myśl, nie wiem skąd się wzięła. Chodźmy dalej. „- Widziałam kiedyś podobne pisma – wychrypiała znachorka – gdy dwa światy próbują łączyć się w jeden, potrzebują mapy. Drogowskazów, które nakierują je ku odpowiednim wrotom. Kiedy mapa zostanie ukończona, niewiele będzie w stanie zatrzymać zło, pukające już do naszych progów. A progi te, raz przekroczone, stają się gościną dla tego, kto przez nie przejdzie.
- Co radzicie, matko? – drżącym głosem zapytał ojciec.
- Musimy zabrać chłopca do mojej chaty. Tylko tam będę mogła odprawić rytuał, który odegna nieczyste i pozwoli dziecku powrócić do żywych.
- Czy on jest martwy? – Tym razem odezwała się rodzicielka.
- Nie, jeszcze nie, ale do świata światła, też nie należy. Już nie. W tej chwili spowija go mrok, ale cienka nić życia nie została jeszcze przerwana. Zostało nam niewiele czasu. Czym prędzej powinniśmy się znaleźć w moim królestwie. Tam podejmę trudną walkę o odzyskanie chłopaka.”
- No widzisz? – z zadowoleniem zapalił papierosa literat. – Wszystko się pięknie domyka. Jeszcze tylko trzaśniemy rytualik, odegnamy złego, wypalimy trawę wokół domu starej jędzy, i możemy uznać robotę za skończoną.
- Kolego, ale tak prawdę mówiąc, ułożyłeś historię, w której niewiele będzie miejsca na mistyczną chałupę. A to ona miała być centrum zdarzeń.
- Och, bądź pan spokojny. Niech tylko ten wesoły kordon, złożony z matki, ojca, nawiedzonego syna i parchatej baby przekroczy progi tego cholernego domu, a oczy wyjdą Ci z orbit. – zatarł ręce zadowolony z nagłego pomysłu Duduś.
- Czekaj, - Antoś znał ten błysk o oczach kumpla - chyba nie chcesz jej przemieniać w ósmy cud świata? To niedorzeczne.
- Si señor – odparł literat – masz rację, i to wyjątkowo w całej swojej wypowiedzi. Zamierzam ją nieco upięknić. I, no cóż, jest to trochę niedorzeczne.
- Skąd więc pomysł?
- A to akurat łatwe. Odbiorcy. Przypuszczam, że większość czytających to pań będzie martwić się losem dziecka, zatapiać się w detale świata przedstawionego i tak dalej. A chłopom dorzucimy troszkę właściwych krągłości tu i tam. Taki ukłon w stronę tatusiów, którzy będą tę legendę czytać po raz setny swojemu dziecku przed zaśnięciem.
- Ukłon powiadasz? Ciekawe masz ty określenia na dekolt. – skwitował z rozbawieniem bibliotekarz.